wtorek, 2 października 2007

Ta ostatnia niedziela

Ostatnia wrześniowa niedziela...

Jestem prawdziwą szczęściarą jeśli chodzi o weekendową pogodę. Po słonecznej sobocie spędzonej na wędrówce szlakiem "co każdy turysta musi zobaczyć w Londynie", nastała jeszcze piekniejsza niedziela. Trochę z przekorą brałam z Polski okulary przeciwsłoneczne, ale są tu jak znalazł!!
Całą niedzielę spędziłam z Susanne na spacerze po Notting Hill i China Town.

Szybkie śniadanie w autobusie, który dowiózł nas do samego Notting Hill i przejście na Portobello Road, gdzie w niedzielę pełno sklepikarzy i handlarzy. Dominują antyki i różne śmieszne bzdety do domu, a poza tym kupa ludzi siedządzych w "ogródkach" przyknajpkowych i leniwie popijających kawę... Niestety nie udało mi się nic kupić, ani też odnaleźć domu, w którym mieszkał Hugh Grant w filmie "Notting Hill" (pewnie to tylko taka ściema;)) Trafiłyśmy za to do uroczej hiszpańskiej knajpki, gdzie zafundowałyśmy sobie pyszna kawę, i jeszcze pyszniejsze ciacha. Obie się zaczytałyśmy - Susanne próbowała poćwiczyć swój hiszpański czytając przewodnik po mieście, a ja dorwałam się do Wysokich Obcasów z sobotniej Wyborczej kupionej za funciaka gdzieś w kiosku na rogu. Ale fajnie!










A potem do China Town na lokalny festyn. Mimo przekonania niektórych o moich chińskich korzeniach nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa z konkursów i zabaw, z których do rozpuku śmiała się chyba cała chińska społecznośc zebrana w tym dniu w jednym miejscu...





Po spacerze uliczkami China Town skończył się niestety mój zapał do dalszego zwiedzania, gdyż odezwała się stopa zmaltretowana przez noszony kilka dni wcześniej super modny angielski bucik:(
Otucha dla ciała i duszy czekała na mnie w kościele, w którym choć nie ma polskiej mszy, wytchnienie daje mi każdy kąt. Nauka z ostatniej niedzieli nie poszła w las i przed rozpoczęciem mszy wzięłam wydruk wszystkich modlitw. Łatwiej brać udział i skupić myśli. Ojcze Nasz wciąż jednak wolę po polsku. Dobranoc.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Renatko, nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką frajdę sprawia czytanie Twojego bloga przy porannej kawie i drożdzówce o godz. 9:45 czasu lokalnego w zupełnie innej agencji PR ;) Nie przestawaj proszę!

I pamiętaj, że tu cały tabun ludków się loguje żeby poznać Twoje nowe przygody :)

Moc buziaków z Wilczej 50/52!!

Piotr K.

Anonimowy pisze...

Zapomniałem dodać, że...

TWOJE ZDJĘCIA SĄ BOMBOWE!!!

Joanna Trojanowicz (bjutus) pisze...

Wiesz co, sister, jestem z Ciebie dumna :-)

Reni pisze...

Piotrze K.

To ogromne wyzwanie i zadanie sprostać czytelniczym potrzebom całego tabunu ludków! Szybko nie przestanę, chociażby dlatego, że fajnie wiedzieć, że to własnie mój blog, a nie Gazeta Wyborcza/ Rzeczpospolita, czy inny Super Express towarzyszą porannej kawie:)

Pozdrawiam,
Renata

Reni pisze...

I moja własna siostra taka ze mnie dumna, o ludzie. jak miło:) Dziękuję!!!

Anonimowy pisze...

Renatko,
Ja również z przyjemnością czytam Twojego bloga. proszę nie przestawaj pisać może coś kiedyś z tego będzie:).
zobaczysz jak wrócisz do nas i z powrotem się zadomowisz zatęsknisz jeszcze za Londynem i jego "wylewnymi" mieszkańcami.
Pamiętaj, że myślami jesteśmy z Tobą i bardzo tęsknimy.Myśle, że Twój pobyt w Lodynie na pewno uświadomił Ci kilka ważnych rzeczy;)
ściskam mocno

Natalie

p.s. Jacek jest strasznie markotny od Twojego wyjazdu.