poniedziałek, 8 października 2007

Końskie Ascot


Mój pierwszy wyjazd poza Londyn. Elegancki, czyściutki pociąg, książka i fru. Wyruszyłam w trasę. Podróz z Londynu do Ascot trwa nieco ponad godzinę - i im bliżej Ascot tym więcej koni na łąkach. Nie jestem oczywiście przekonana, że wszystkie startują potem w wyścigach;)) Niestety nie udało mi się też koniec końców zorganizować sobie jakiegoś porządnego kapelusza, ale na miejscu okazało się, że miasteczko puste, i ani śladu eleganckich dam, czy tym bardziej dopingującej Królowej. Główne wyścigi królewskie odbywają się w czerwcu, więc trochę się spóźniłam. Udało mi się zobaczyć szybko tylko budynek wyścigów, kto by pomyślał, że to wyścigi, nie?








Na miejscu odebrał mnie mój znajomy ze swoją przeuroczą trzyletnią córeczką Aną Ritą. Boskie dziecko, ogromne oczy, rzęsy zawinięte do samych brwi..Wspaniale mówi bo angielsku, choć jej mama usilnie próbuje nauczyc jej portugalskiego. Fajne uczucie poznac dziecko ludzi, którym pomagało się zbudować związek. Para nie przetrwała, ale córkę mają cudowną. Phil jest facetem koło 50-tki, który aż dotąd nie był ojcem. Nie widzieliśmy się ponad dwa lata, ale rozmawiało się jakby to było wczoraj. Zastanawiałam się, jak to jest z tymi relacjami Anglicy-ja, i przyszła mi do głowy pewna teoria -potrafię się z nimi dogadać tylko wtedy, gdy są to ludzie, którzy żyli w różnych krajach, wychylili się trochę z Wyspy i zrobili wysiłek, żeby poznać inne kultury. Coś w tym jest..
Ana Rita bardzo nieufna na początku, szybko przyzwyczaiła się do mojej obecności i za chwilę już byłam konikiem, na plecach którego jeździła z wszystkimi swoimi pluszakami.

Podróz powrotna nie była juz taka przyjemna. Udało mi się na szczęście znaleźć miejsce siedzące, ale niemal natychmiast po tym jak pociąg zatrzymał się na kilku następnych stacjach wwalił się taki tłum, ze szyby zaparowały, zrobiło się duszne, sennie i okropnie. Pan motorniczy uzywajac przez mikrofon niecenzurowanych słów zaczynających się na f**** prosił, zeby ludzie odsuwali się od drzwi, bo pociąg nie moze ruszyć. W rezultatcie podróz powrotna zajęła mi ponad 1,5 godz, doprowadzając mnie do absolutnego szału - o 20.30 miałam wychodzić na imprezę...Ale dzień.
Cdn

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Wygląda na to, że rzeczywiście fajnie spędziłaś dzień - zgodnie z planem!

Budynek wyścigów prezentuje się bardzo okazale. I lepiej nie porównywać do naszych Wyścigów ;)

Ćwiczyłaś słówka portugalskie z Aną Ritą??

Jestem w szoku, że kolejarze bluzgali przez megafon! Jak przyjadę to zrobię z nimi porządek :)