czwartek, 28 maja 2009

Praia del Rei, Peniche, Óbidos, Lagoa de Óbidos... Londyn ...Lizbona

Przede mną kolejny weekend, a ja jeszcze myślę o minionym. Fajny był, i nawet doprowadził mnie do łez szczęścia. Wciąż jeszcze, za każdym razem gdy siedzę w barze na plaży i sączę moje ukochane galão a przede mną bezkresny ocean, gorąco piach i szum, obraz wydaje mi się tak nierealny i nieprawdziwy, że wydaje się, że za chwilę pęknie jak bańka mydlana...Ale nie znika i nie pęka, czym doprowadza mnie do łez...szczęścia, że tu jestem...Nawet jak teraz o tym myślę oczy pełne łez...zresztą mi do płaczu nie potrzeba wiele.

Więc weekend..Pojechaliśmy do letniego mieszkania taty Paulo, które jest na północ od Lizbony (jakieś 70-80 km) w uroczym letnim resorcie Praia del Rey.












Pogoda była średnio fajna, ale stwierdziliśmy, że fajnie będzie wyjechać za miasto, połazić po plażach, które znamy mniej... Droga do resortu prowadzi przez sam środek lasu eukaliptusowego. Pachnie wprost cudnie...Eukaliptus w połączeniu z ogromną wilgocią, która panuje w tamtym regionie tworzy niesamowitą mieszankę. Wilgoć oprócz tworzenia obłędnej mieszanki z eukaliptusem sprawia również, że telewizor cały zamoczony i musi się rozgrzewać dobre pół godzny, żeby w ogóle można było rozróżnić kształty:)

Piątkowy wieczór spędziliśmy w pobliskim Peniche. Spacerek i kolacja. A jedliśmy to:

Potrawa nazywa się 'caldeirada' i gdyby tak spróbować ją opisać - taki kociołek rybny: kawałki różnych ryb i kreatur morskich w sosie pomidorowym i warzywach. W garnku pływają stworzenia przeróżne - krewetka ('camarão'), dziwna ryba 'tamboril' (to chyba bardziej potwór morski jakiś), no i moja ulubiona płaszczka ('raia'). Do tego inne rybole, pyszna sangria, pyszny deser i na koniec baaaaardzo pełny brzuch.
Następnego dnia obudziło nas słońce, przy którym wspaniale smakowało spokojne śniadanie. Niestety chwilę potem zaczęło lać. A jak deszcz pada to wiadomo - dzieci sie nudzą...i miny smutne..


Na szczęście kilknaście kilmoterów od nas było Óbidos, małe, otoczone murami średniowieczne miasteczko. Piękne białe domki z charakterystycznymi niebieskimi i żółtymi 'lamówkami', wąziutkie uliczki, kwiaty na parapetach, wąskie, brukowane uliczki i ginja - tradycyjny likier wiśniowy, który w Óbidos pije się z czekoladowych kieliszków!Na mury zamku można wejść i pospacerować, ale nie ma żadnych poręczy, żadnych zabezpieczeń i nawet mi kręciło się w głowie...Szybko zrezygnowaliśmy:) Całość jak z bajki, cały nastrój psuje tylko prawdziwe okno wstawione we frontową ścianę zamku, ble. No i w jamie pod murami mieszka smok..prawie jak nasz Bazyliszek:)









Kiedy zza chmur znów wyszło słońce, my popijając kawke na tarasiku barowym podziwialiśmy lagunę Lagoa de Óbidos. Woda przepiękna, słona miesza się ze słodką, kolory bajeczne, ryb tyle, że szok, chetnie bym złapała za wędkę, ale nie wiem, czy umiałabym potem zdecydować, które z nich są jadalne, hihihih...Jeszcze bym złapała takiego tamborila i co ja bym z nim zrobiła...;)))






A w niedzielę było opalanie i może skończę już relację z tego dnia, żeby nie psuć niektórym humoru i żeby nie być taką okropną wredotą.

Cały tydzień spędziliśmy w Londynie - Paulo miał comiesięczne "występy" w swoim biurze. Deszcze, wiatry, tłumy, zimno, zapchane metro...tęskniłam za Lizboną bardzo...Zwłaszcza, że jak wczoraj o 22 rozpoczęliśmy lądowanie, usłyszeliśmy od pilota....."Senhores passageiros! Vamos chegar a Lisboa em 10 minutos. O tempo local são 22 horas e a temperatura la forá são 31 grauss". Szybkie tłumaczenie: "Szanowni Państwo! Za 10 minut lądujemy w Lizbonie. Czas lokalny to 22.00, a temperatura na zewnątrz wynosi 31 stopni"...Przepraszam, ale naprawdę musiałam:)

czwartek, 21 maja 2009

Rabanete=rzodkiewka=pęczek szczęścia

Po początkowym rozczarowaniu i wytrwałych poszukiwaniach, oraz ku wielkiemu nieszczęściu Paulo (bo śmierdzi;)) udało mi się nabyć trzy pęczki rzodkiewki. Prawdziwej najprawdziwszej!!!
Teraz muszę zacząć szukać prawdziwej normalnej kapusty, bo coś czuję, że gotowanie gołąbków mnie nie ominie.

A Portugalczycy nie mają prawie w ogóle kolorowych samochodów - tylko czarne, białe, srebrne i już. Taka ot luźna obserwacja.

Wczorajsze popołudnie w pełnej dyscyplinie spędziłam na plaży, tym razem opalając tylko przód, Niewygodnie tak nie móc się pokręcić...Niestety tylne parte ciała jeszcze nie doszły do siebie.
A wieczorem tradycyjne spotkanie ze znajomymi na kawkę, o 22!!!Oszaleli!!!Chłopaki są teraz na etapie przygotowywania wieczoru kawalerskiego dla pana młodego ze ślubu, na który idziemy tu 10 czerwca. Miałam szczęście, pewnie jako jedna z nielicznych poznać detale imprezy - i teraz mam problem...Nie wiem, czy puścić tam Paulo, hahahahah:)

Pa, uciekam na plażę, Asia Wasza kazała mi się opalać i nie siedzieć w domu:) No to lecę!

wtorek, 19 maja 2009

Blaski i cienie

Dziś o kilku drobnych szczegółach, które nie pozwalają mi zapomnieć o tym, że jestem teraz w krainie wielkiego blasku (słonecznego)...Oficjalnie rozpoczęłam sezon letni. I to jak! Po niedzielnej wyprawie na plażę, gdzie z powodu chłodnego wiatru urywającego głowę nie byłam nawet w stanie porządnie się rozebrać, mam spaloną dupkę!:))))I dupkę i nogi, co zdecydowanie utrudnia spanie, siedzenie i chodzenie. Doświadczam przykurczu dolnych kończyn - chyba po własnym Tatusiu, który przeżył kiedyś podobną przygodę nad polskim morzem. Morał pierwszy - na plaży nie wolno nigdy przenigdy lekceważyć wiatru i zimna:)

A poza tym w weekend zaliczyliśmy zakupy w Ikei (nie widać kryzysu nic a nic), wyprawę do Belem na lokalne pyszności (Ewunia, pasteis de Belem były jeszcze cieplutkie kiedy jadłam je na ławeczce w parku;)))mniam mniam) i kino (Anioły i Demony - bardzo dobry początek i rozwinięcie, tragiczne według mnie zakończenie wiejące hollywoodzką tandetą...pozostawiam do oceny własnej). Wczoraj wieczorem oglądaliśmy z Paulo "Rejs", który doprowadził go do konkluzji, że Polacy są...hhhhmmmm...dziwni. Ulubiony fragment Paulo - o panu, który chciał się zamienić na łóżka;))


Aha, no i obchodziliśmy w Lizbonie 50-tą rocznicę Christo Rei, czyli figury Jezusa zrobionej na podobieństwo tej w Rio de Janeiro.

Dziś doprowadziłam w końcu do porządku mieszkanie, wyjęłam wszystkie ubrania z walizki i wcisnęłam z wielkim trudem do prowizorycznej szafy kupionej w Ikei. Szafa (a raczej stojak) miała być superłatwa i błyskawiczna w rozstawieniu, a Paulo montował ją chyba z pół godziny i nawet zostały mu części;))

środa, 13 maja 2009

Już czas:)

Już lecę!!Papap kochani, choć w sumie dla niektórych to będzie całkiem normalna przerwa w widzeniu mnie:) Na przykład dla mojej siostry Asi (obiecuję, że nie będę płakać - teraz kolej na Ciebie!)...albo dla Agatki, która i tak wiem, że jest ciągle obok. A reszta mojej gromadki niech pamięta, że nic się nie zmienia, i że myśląc o Was nucę sobie to:

The moment I wake up
Before I put on my makeup
I say a little pray for you
While combing my hair now,
And wondering what dress to wear now,
I say a little prayer for you

Forever, and ever, you'll stay in my heart
and I will love you
Forever, and ever, we never will part
Oh, how I love you
Together, forever, that's how it must be
To live without you
Would only meen heartbreak for me.

I run for the bus, dear,
While riding I think of us, dear,
I say a little prayer for you.
At work I just take time
And all through my coffee break-time,
I say a little prayer for you.

Forever, and ever, you'll stay in my heart
and I will love you
Forever, and ever we never will part
Oh, how I'll love you
Together, forever, that's how it must be
To live without you
Would only mean heartbreak for me.
(Aretha Franklin - I say a little prayer for you)

I proszę sobie słuchać:)
http://www.youtube.com/watch?v=g-LjnFzhYi0

piątek, 1 maja 2009

Lisbon Buba!!!!

London Buba good bye, Lisbon Buba ola!!!!
Siedzę na kartonach, nie mam pojęcia jak się z tym zbiorę, zabiorę, zniosę, wniosę...Ale taka radość, taki uśmiech, chyba dziś już nie zasnę. Kochani to się naprawdę dzieje.

Oficjalnie ogłaszam więc start kolejnego etapu w moim życiu. Marzenia się spełniają, a fantazja jest od tego, żeby nigdy nie rezygnować. NIGDY!!!

A póki co QUE SERA SERA!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=xZbKHDPPrrc&feature=related