piątek, 26 października 2007

Co za tydzień!!



Wiem, że ostatnio trochę zaniedbuję swoje obowiązki, przepraszam - będę nadrabiać. Ten tydzień przepuścił mnie przez emocjonalną wirówkę i wyciskarkę... Trochę pracy, trochę refleksji i melancholii, najwięcej chyba frustracji z powodu współpracowników. Do tego nie mogę spać ostatnio, zasypiam o 3 i rano jestem absolutnie nieprzytomna. Mój mózg nie chce się wyłączyć nawet na chwilę, przebiega przez niego nieustannie cały tabun myśli, ciągły wyścig. Gdybym wiedziała wcześniej, wywiozłabym je do Ascott;))

Wczorajsze wieczór i noc walczyłam z artykułem do newslettera Trimedia (czyli mojego pracodawcy tutaj), o napisanie którego zostałam uprzejmie poproszona dwa tygodnie temu. Mimo najszczerszych chęci czekałam z pisaniem do ostatniej chwili, bo za każdym razem jak przymierzałam się do klawiatury na kartce znajdował się cału komplet narzekań. Ja i mój niewyparzony język to naprawdę nie jest najlepszy duet do pisania oficjalnych, korporacyjnych artykułów i to jeszcze w odpowiednim elegancko-dyplomatycznym angielskim tonie. Ale napisałam, moje dwustronnicowe dzieło przechodzi obecnie (chyba z sukcesem) przez sito menedżerskie, ale kto wie słuchajcie, może pisanie to jest ta umiejętność, która powinnam spróbować rozwijać.



Tutaj już święta. Poważnie!!! Więc kto żyw niech zaczyna pisać listy do Św. Mikołaja, bo ten londyński już zaczyna pracę...
I święta racja, że kobiecie humor najlepiej poprawiają zakupy. Samopoczucie niestety gwałtownie się pogarsza po sprawdzeniu stanu konta i próbie przywołania się do porządku ("Rydzewska, wciąż masz samochód do spłacenia!!!"). Ha!




Dziś zostałam też po raz pierwszy odkąd tu jestem przyjacielsko przytulona w pracy:) Na szczęście są tu jeszcze normalni i ciepli ludzie - i oczywiście nie są to Anglicy. Powód dla którego w finałach rubgy kibicowałam RPA, a nie Anglii nazywa się Nicolene i jest bardzo przyjazną duszyczką - coś jest jednak fajnego w tych office managerach;)) (Asia, Natalka macham do Was).

A teraz coś nowego! Moje filmiki - działają?

poniedziałek, 22 października 2007

Druzgocąca porażka PiS w Anglii

PAP 19:55

Polacy w Anglii w większości głosowali na PO. W Anglii w niedzielę w 16 obwodowych komisjach wyborczych na kandydatów PO do Sejmu i Senatu oddano średnio 62% głosów, a na PiS - ok. 11%. Do wyborów zarejestrowało się 41.239 osób, a głosowało 30.852 - poinformował konsul generalny RP Janusz Wach, zastrzegając, iż są to własne wyliczenia konsulatu, a nie dane Państwowej Komisji Wyborczej. Najwięcej głosów - ponad 5 tys. - oddano w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w zachodnim Londynie, konsulacie generalnym RP, ambasadzie RP i w Manchesterze. Najmniej na wyspie Jersey - 205.

Cztery komisje obwodowe utworzono w Londynie, 10 w Anglii (Southampton, Birmingham, Ipswich, Cambridge, Bristol, Bournemouth, Peterborough, Newcastle upon Tyne, Manchesterze, Hull) oraz po jednej w Cardiff (Walia) i na Jersey. Głosowano w ośrodkach parafialnych, klubach polskich i przedstawicielstwach dyplomatycznych. Konsulat Generalny w Edynburgu odpowiadał za wybory w trzech komisjach obwodowych w Szkocji (Edynburg, Glasgow, Inverness) oraz w Belfaście (Irlandia Płn.), a konsulat w Dublinie - w trzech komisjach w Irlandii (Dublin, Limerick i Cork). Do godziny 18.00 czasu lokalnego nie udało się zdobyć wyników głosowania z Irlandii, gdzie do wyborów zarejestrowało się ok. 20 tys. Polaków, z tego blisko trzy czwarte w Dublinie. (ak)

I pomyśleć, że ja też oddałam swój głos!!! Było warto namarznąć się w kolejce. W tym wszystkim najważniejsze jest chyba jednak to, że po raz kolejny mogliśmy doświadczyć determinacji Polaków, żeby jednak coś zmienić. I to się liczy. Spróbujmy jak to będzie z nowymi ludźmi u władzy - dajmy im zwyczajnie szansę i może coś się naprawdę zmieni. Przynajmniej choć trochę może mniej będzie nienawiści i oskarżeń, skupiania się na rozliczaniu przeszłości a nie patrzenia w przyszłość.

A poza tym, Natlka bardzo dziękuje Ci bardzo za zdjęcie z mojego telefonu usługi "codzienny podsłuch obywatelski". Jakoś właśnie tak mi ostatnio coś niepokojąco szumiało:)

niedziela, 21 października 2007

RPA RPA RPA!!!

Anglia nie ma szczęścia jednak. Najpierw przegrany mecz z Rosją w kwalifikacjach EURO 2008, wczoraj Anglicy przegrali rugby, a dziś Hamilton miał pecha... Biedni biedni;))

Jeszcze Polska nie zginęła!!!

Nigdy nie byłam zagorzałą patriotką, ale ilekroć widze polską flagę będąc za granicą, ściska mnie w gardle. To co zobaczyłam dziś w okolicach polskiego konsulatu i ambasady przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania. "Serce roście!!!" krzyknąłby razem ze mną Kochanowski. Każdy z nowoprzybyłych rodaków z niedowierzaniem i usmiechem na ustach reagował na widok ogromnej kolejki. Szalona Brytyjka, która przez megafon zanuciła pierwsze takty Mazurka otrzymała ogromną owację i gromkie brawa!

I mimo, iż spedziłam w kolejce 3 godziny, zmarzłam jak cholera, nazłościłam się na polski brak przewidywalności, muszę przyznać, że przeżycie niesamowite. Świadomość, że stoję wśród ludzi, którzy tak jak ja chcą oddać swój głos i, że przyświeca nam jakis wspólny cel dało mi poczucie, że jestem częścią grupy. Baaardzo tego potrzebowałam - w końcu Buba to zwierzę w 100% stadne:)

Trzy godzinny nieustannych dyskusji politycznych, dzielenia się przemyśleniami na temat tego, jak się żyje w Polsce, i dlaczego nie żyje się dobrze. Wiele polskich par, które spodziewają się dziecka i odważnie, choć ze smutkiem w oczach opowiadają spotkanym znajomym, że postanowili jeszcze trochę tu zostać. I dotarłam wreszcie...



Trzymam kciuki!!!

sobota, 20 października 2007

Rugby

Jestem świadkiem niezwykłego wydarzenia w historii angielskiego rugby! Właśnie zaczyna się finał Mistrzostw Świata Rugby. Anglia zmierzy się z RPA. Trzymam kciuki za Afrykę:)

poniedziałek, 15 października 2007

Kraina biznesu i światowych finansów


Canary Wharf - szkło i stal, czyli to co Mittalowcy lubią najbardziej!! Przez chwilę przemknęło mi nawet przez głowę, że do takiej okolicy mogłabym codziennie dojeżdżać w garniturze do pracy. Oczywiście dość szybko mi przeszło. Prawda jest jednak taka, że londyńscy architekci dali wspaniały popis pomysłowości i w niebywały sposób wykorzystali stare nadrzeczne doki.

Skupisko biurowców, kompletnie opustoszałe w niedzielne popołudnie pewnie tętni garniturowym życiem od poniedziałkowego poranka. Patrząc na siebie ludzie muszą mieć wrażenie, że widzą swoje lustrzane odbicia - bo czym może różnic się garnitur od garnitura?







Jeszcze ciekawsze, że do szklanej dzielnicy dojeżdża metro, naziemna kolejka miejska , pod ziemią jest ogromne centrum handlowe, centrum fitness Reeboka, mini-szpital, żłobek, przedszkole..Nic tylko pracować bez wytchnienia...Chyba to jednak nie dla mnie - na szczęście.

Dedykuję wszystkim choć trochę za mną stęsknionym!!!

Tęsknię też:)

http://www.youtube.com/watch?v=Be6jlCuMvVQ

Juhuuu!

wtorek, 9 października 2007

Wybory 2007

Powoli przygotowuję się do spełnienia obywatelskiego obowiązku. Dowód poniżej!


Od: Konsulat RP

Wniosek w sprawie umieszczenia w spisie osób uprawnionych do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu RP został poprawnie wysłany.
Uprzejmie przypominamy, że wybory do Sejmu i Senatu RP odbędą się w dniu 21 października 2007 roku w godzinach 06:00-20:00 (czasu lokalnego). Aby otrzymać kartę do głosowania w siedzibie obwodowej komisji wyborczej właściwej dla dokonanego zgłoszenia należy okazać ważny paszport lub dowód osobisty.
Dowody osobiste "starego typu" mogą stanowić podstawę rejestracji w spisie wyborców wyłącznie w przypadku, gdy zostały wydane później niż w dniu 1 stycznia 1996. Dowody wydane wcześniej utraciły ważność.
Aby być dopuszczonym do głosowania należy w dniu wyborów stawić się z zadeklarowanym przy rejestracji dokumentem tożsamości. Osoby nie posiadające zadeklarowanego dokumentu (w tym także osoby posiadające inny, niezgłoszony przy rejestracji dokument tożsamości) nie mogą być dopuszczone do głosowania.
Dane adresowe Twojego okręgu:
OKW 180 - London, L-Z, Konsulat (OKW 180)Konsulat Generalny RP w Londynie73 New Cavendish StreetW1W 6LS London

Wierzcie lub nie..

...ale dziś mijają trzy tygodnie odkąd tu przyleciałam. Boże, cała głowa refleksji, na buzi wreszcie uśmiech, aż się zastanawiam jak to będzie za 2 miesiące:)
Całuję wszystkich dopingujących - bez Was absolutnie nie dałabym rady. I całuję Jacolka!!! I buziaki dla Agulki mojej, która, mam nadzieję, z podobnym zacięciem będzie opisywać swoje przygody ze stolicy UE!!

poniedziałek, 8 października 2007

Kolejny dłuuuuugi spacer

Jak tak dalej pójdzie zacznę spacerować zawodowo. Dziś przemierzyłam kolejne 5 kilometrów spacerując po londyńskich parkach. Trzeba przyznać, że mają ich naprawdę dużo i bardzo chętnie korzystają z ich uroków: grają w piłkę nożną, krykieta, uprawiają jogging, chodzą, spacerują. Sport widać tu na każdym kroku!

Niedzielne popołudnie spędziłam przemierzając Kensington Park, z królewską rezydencją Kensington Palace (częściowo udostępnioną dla zwiedzających - niestety nie skusiłam się) oraz pięknymi ogrodami Kensignton Gardens (na zdjęciu), a potem przeszłam do Hyde Parku, ze sławnym Speakers' Corner, gdzie kilkanaście osób stojących na własnych drabinkach, krzesłach itd przyciąga głośnymi popisami oratorskimi tłumy ciekawskich. Bardzo ciekawe zjawisko i niektórzy przemawiają niezwykle imponująco. Większość z dzisiejszych mówców sprawiało jednak wrażenie pastorów, którzy z niezwykłą wręcz emocjonalnością głosili prawdy religijne wspierani gospelowskimi chórkami.


Zaczęłam tradycyjnie od Notting Hill i Portobello Road, które chyba zostaną moimi ulubionymi niedzielnymi miejscami wypadowymi. Spacerując niespiesznie odkryłam dom, w którym mieszkał i pracował George Orwell, piękna wąska uliczka z uroczymi niskimi domkami.





Kensington Palace najbardziej na popularności zyskał chyba dzięki Dianie, która mieszkała tu przez kilka lat swojej przynależności do rodziny królewskiej. Przy bramie pałacu kilka osób złożyło drobne kwiaty - chyba ku pamięci nieodżałowanej Księżnej. A'propos Diany cała Wielka Brytania żyje teraz nagraniami
z kamer przemysłowych hotelu Ritz w Paryżu, którego tylnym wyjściem wymykała się pamiętnej nocy Diana ze swoim chłopakiem Dodim. BBC24 pokazuje nagrania bez przerwy. Co więcej prowadzone jest dodatkowe śledztwo, które ma sprawdzić, czy w chwili śmierci Diana była w ciąży (jakby mogło to cokolwiek w ogóle zmienić). Podejrzenie odmiennego stanu Księżnej pojawiło się w ślad za jednym ze zdjęć wykonanych przez papparazzich, na którym ma ona nieznacznie wypięty brzuch. Tak, mieszkańcy Wyspy uwielbiają plotki. Nie jestem w stanie przeczytać żadnej z darmowych gazetek - ilość informacji na temat gwiazd i osobistości publicznych jest dla mnie wprost nie do przetworzenia i Pudelek kompletnie przy tym wymięka:)

Dobranoc, mam nadzieję, że moje zmęczone mięśnie będą się miały znacznie lepiej jutro;)

A wieczorem..!

... miała być Guanabara, brazylijski klub, ale kolejka była tak ogromna, że nie było sensu w ogóle czekać. Szaleństwo. Kiedyś się tam wybiore, ale chyba trzeba być na miejscu ok. 19, żeby spokojnie wejść.

Zuza biedna wygadała się, że to pierwsze jej wyjście do klubu od mniej więcej 1,5 roku, więc byłam trochę przerażona, czy dam radę ją rozbawić - na szczęście się udało. Dołączył do nas jeden z tych milszych kolegów z pracy ze swoimi znajomymi, więc nie byłyśmy takie osierocone. Koniec końców dotarliśmy do Verve. Przez cały wieczór nie mogłam się napatrzeć wprost na wszystkie absolutnie roznegliżowane Angielk (łącznie z moją Zuzą), które mimo lekkiego wieczornego przymrozku wybrały się na tańce w mini, bez rajstop, bez kurtki. Szok!!!! Wszyscy zgodnie twierdzą, że nie powinnam się dziwić i też powinno być mi gorąco, bo przecież jestem z Polski. A ja miałam gęsią skórę od samego patrzenia.

Oczywiście od razu na wejściu zostałam obśmiana, że piję Guinessa, bo "Guiness jest dobry jak się siedzi z gazetą przed TV, a nie jak się idzie na party". Dostałam więc cider'a ich jabłkowego, generalnie taki nasz redds (nie? przynajmniej podobnie smakuje), a potem zawsze dobry gin&tonic. Wytańczyłam się za wszystkie czasy, nie mam absolutnie żadnych refleksji, było super. Nawet Zuza jest wdzięczna, że taką fajną imprezę ją zabrałam:)

Do domu dotarłam o 5, z cudownym uczuciem zmęczenia poimprezowego i obolałymi nogami (rozwalona stopa chyba nawet mnie nie bolała:)) Jakoś spokojniej mogę teraz zacząć tydzień!

Wszystkim pracusiom, którzy będą to czytać przy jutrzejszej porannej kawce, życzę miłego poniedziałku!

Końskie Ascot


Mój pierwszy wyjazd poza Londyn. Elegancki, czyściutki pociąg, książka i fru. Wyruszyłam w trasę. Podróz z Londynu do Ascot trwa nieco ponad godzinę - i im bliżej Ascot tym więcej koni na łąkach. Nie jestem oczywiście przekonana, że wszystkie startują potem w wyścigach;)) Niestety nie udało mi się też koniec końców zorganizować sobie jakiegoś porządnego kapelusza, ale na miejscu okazało się, że miasteczko puste, i ani śladu eleganckich dam, czy tym bardziej dopingującej Królowej. Główne wyścigi królewskie odbywają się w czerwcu, więc trochę się spóźniłam. Udało mi się zobaczyć szybko tylko budynek wyścigów, kto by pomyślał, że to wyścigi, nie?








Na miejscu odebrał mnie mój znajomy ze swoją przeuroczą trzyletnią córeczką Aną Ritą. Boskie dziecko, ogromne oczy, rzęsy zawinięte do samych brwi..Wspaniale mówi bo angielsku, choć jej mama usilnie próbuje nauczyc jej portugalskiego. Fajne uczucie poznac dziecko ludzi, którym pomagało się zbudować związek. Para nie przetrwała, ale córkę mają cudowną. Phil jest facetem koło 50-tki, który aż dotąd nie był ojcem. Nie widzieliśmy się ponad dwa lata, ale rozmawiało się jakby to było wczoraj. Zastanawiałam się, jak to jest z tymi relacjami Anglicy-ja, i przyszła mi do głowy pewna teoria -potrafię się z nimi dogadać tylko wtedy, gdy są to ludzie, którzy żyli w różnych krajach, wychylili się trochę z Wyspy i zrobili wysiłek, żeby poznać inne kultury. Coś w tym jest..
Ana Rita bardzo nieufna na początku, szybko przyzwyczaiła się do mojej obecności i za chwilę już byłam konikiem, na plecach którego jeździła z wszystkimi swoimi pluszakami.

Podróz powrotna nie była juz taka przyjemna. Udało mi się na szczęście znaleźć miejsce siedzące, ale niemal natychmiast po tym jak pociąg zatrzymał się na kilku następnych stacjach wwalił się taki tłum, ze szyby zaparowały, zrobiło się duszne, sennie i okropnie. Pan motorniczy uzywajac przez mikrofon niecenzurowanych słów zaczynających się na f**** prosił, zeby ludzie odsuwali się od drzwi, bo pociąg nie moze ruszyć. W rezultatcie podróz powrotna zajęła mi ponad 1,5 godz, doprowadzając mnie do absolutnego szału - o 20.30 miałam wychodzić na imprezę...Ale dzień.
Cdn

piątek, 5 października 2007

Piątkowy wieczór - wcinam pyszne ciastko brownie:)

Wyciszam się przed pracowicie zapowiadającym się weekendem. Jutro mój pierwszy wyjazd poza Londyn - jadę do Ascot spotkać się z moim znajomym z Portugalii i poznać jego trzyletnią córeczkę! Śmiesznie, bo jeszcze pracując za barem w lizbońskiej Żabie pomagałam mu pisać smsy miłosne do obecnej matki jego dziecka!! Zastanawiałam się nawet, czy nie kupić sobie kapelusza, no bo skoro już jadę do słynnego końskiego Ascot, to może jakieś filuterne nakrycie głowy by się przydało?;)) Najwyżej coś naprędce narzucę:)

A wieczorem wyciągam moją Susanne - Zuzę na imprezę taneczną do brazylijskiego klubu. Straszne tam podobno tłumy, brazylijska muzyka na żywo, trzy kroki do autobusu nocnego, który zawiezie praktycznie pod drzwi naszego domu. Mam nadzieję, że selekcjoner nie zdecyduje, że nie pasuję do wizerunku klubu i nie zatrzyma mnie przed wejściem - oj!!! bardzo by mnie tym zdenerwował.

Tak więc w niedzielę oczekujcie obszernej relacji szalonej reporterki Buby. I udało mi się w końcu kupić jakieś normalne spodnie!! Sukces, choć nogi schodziłam strasznie łażąc od sklepu do sklepu w poszukiwaniu. Zastanawiam się, jak ja z tą moją zmaltretowaną stopą będę jutro tańczyć (niestety jeszcze się nie zagoiła), ale wierzę, że brazylijskie rytmy mnie znieczulą.

Patrzę na kalendarz i nie mogę się nadziwić jak szybko leci czas - minęły właśnie trzy tygodnie mojej pracy tutaj!!! Mamo, teraz powinnaś mi powiedzieć: "I tak Ci dzieciaku całe życie przeleci!" Hahahahaha. Humor mój lepszy, dystans do rzeczywistości coraz zdrowszy, więc może z dnia na dzień będziecie czytać coraz weselsze i złośliwsze wpisy!!! Oby, bo mam plan utarcia im wszystkim nosa:)

środa, 3 października 2007

26-letnia Polka zginęła przypadkowo w strzelaninie w południowym Londynie.

... a na mojej stacji czekała na mnie kontrola policyjna. Nie wiem, czy te dwie rzeczy miały ze soba jakiś związek, ale na pewno zrobiły duże wrażenie na koniec ciężkiego dnia. Na stacji akcja "antynożowa", bo "It is likely that people who carry knives on the streets will eventually use them and bring tragedy to themselves and others...". Duże miasta przerażają, mnie zresztą nietrudno jest przerazić ogólnie. Akcja, która ma pokazać ludziom, że policja czuwa, mi osobiście odebrała odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Paradoksalnie, taka ilość policji i wykrywacz metali sprawiły, że poczułam się zagrożona.

W pracy lepiej... Już wiem przynajmniej, że żeby rozruszać towarzystwo trzeba ludziom zabierać kartki z drukarki, hahaha. Energia jakiej potrzebuje, żeby się normalnie porozumiewać, czytać, rozumieć, słuchać i słyszeć, jest niesamowita, na analizy i zdroworozsądkowe myślenie nad przygotowanym materiałem już prawie mi jej nie starcza. Stan zmęczenie z jakim wracam do domu jest porównywalny do samopoczucia po zorganizowanej konferencji prasowej:)

Jeden z kolegów pytał mnie dziś jak mi idzie zwiedzanie. Więc mu opowiadałam i opowiadałam, że sama chodzę, że to czasem przygnębiające. A on zdziwiony "To ty jeszcze nie masz tu przyjaciół?" Aż nie wiedziałam co powiedzieć. Cisnęło mi się na usta: "Gdybyś popatrzył krytycznie na swoje zachowanie i nastawienie do obcokrajowców w firmie, zrozumiałbyś dlaczego JESZCZE nie mam przyjaciół, matołku". Taki miły akcent na koniec. Różnice kulturowe to szaleństwo. Jestem ich fanką! Pa

Moj szef stwierdzil...

... ze strasznie rozrabiam dzis w biurze. Strach myslec co takiego zrobilam... Zabralam mu kartke z drukarki!!! Ale ze mnie rozrabiara, co?;))))

wtorek, 2 października 2007

Ta ostatnia niedziela

Ostatnia wrześniowa niedziela...

Jestem prawdziwą szczęściarą jeśli chodzi o weekendową pogodę. Po słonecznej sobocie spędzonej na wędrówce szlakiem "co każdy turysta musi zobaczyć w Londynie", nastała jeszcze piekniejsza niedziela. Trochę z przekorą brałam z Polski okulary przeciwsłoneczne, ale są tu jak znalazł!!
Całą niedzielę spędziłam z Susanne na spacerze po Notting Hill i China Town.

Szybkie śniadanie w autobusie, który dowiózł nas do samego Notting Hill i przejście na Portobello Road, gdzie w niedzielę pełno sklepikarzy i handlarzy. Dominują antyki i różne śmieszne bzdety do domu, a poza tym kupa ludzi siedządzych w "ogródkach" przyknajpkowych i leniwie popijających kawę... Niestety nie udało mi się nic kupić, ani też odnaleźć domu, w którym mieszkał Hugh Grant w filmie "Notting Hill" (pewnie to tylko taka ściema;)) Trafiłyśmy za to do uroczej hiszpańskiej knajpki, gdzie zafundowałyśmy sobie pyszna kawę, i jeszcze pyszniejsze ciacha. Obie się zaczytałyśmy - Susanne próbowała poćwiczyć swój hiszpański czytając przewodnik po mieście, a ja dorwałam się do Wysokich Obcasów z sobotniej Wyborczej kupionej za funciaka gdzieś w kiosku na rogu. Ale fajnie!










A potem do China Town na lokalny festyn. Mimo przekonania niektórych o moich chińskich korzeniach nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa z konkursów i zabaw, z których do rozpuku śmiała się chyba cała chińska społecznośc zebrana w tym dniu w jednym miejscu...





Po spacerze uliczkami China Town skończył się niestety mój zapał do dalszego zwiedzania, gdyż odezwała się stopa zmaltretowana przez noszony kilka dni wcześniej super modny angielski bucik:(
Otucha dla ciała i duszy czekała na mnie w kościele, w którym choć nie ma polskiej mszy, wytchnienie daje mi każdy kąt. Nauka z ostatniej niedzieli nie poszła w las i przed rozpoczęciem mszy wzięłam wydruk wszystkich modlitw. Łatwiej brać udział i skupić myśli. Ojcze Nasz wciąż jednak wolę po polsku. Dobranoc.

Ale fajnie!

Ale mi radości sprawiacie tymi swoimi komentarzami.
Dziękuję!! tylko się podpisujcie, bo czasem tylko potrafie poznać, że to Mario pisze:)))

Dziś lało i padało, o ludzie jaka byłam śpiąca. do mega potęgi. Prognoza pogody, którą wrzuciłam tu wczesniej wcale się nie sprawdza, nic a nic. Kurka no, ta Wyspa.

Za chwilę bedę uzupełniać blog o niedzielne wędrówki. Wiekszych refleksji na razie brak, może tylko tyle, że straszne mam wzloty i upadki tutaj. Wahania nastrojów niemożliwe. Dowiedziałam się podczas krótkiego spotkania z moim super serio menedżerem Stephenem, że największa zołza w naszym zespole mnie polubiła, i że to nieczęsto się zdarza!! Ale mnie podbudował, hahahah:)