niedziela, 30 września 2007

Kochani moi warszawscy wspólpracownicy!

Ten post jest specjalnie dla Was...
Nie myslalam, ze bede za Wami az tak tesknic, ale to co zastalam tutaj troche przeroslo moje mozliwosci i przynioslo lekka nutke rozczarowania.

Po dwoch tygodniach pracy mam juz kilka refleksji, zarowno takich dotyczacych normalnego biurowego zycia i zachowan kultywowanych przez tutejszych pracownikow, jak i biura, i wreszcie samego sposobu pracy. Zeby sie nie rozdrabniac:

1. Koledzy i kolezanki z nowego biura:

Przez pierwszy tydzien nikt nie odpowiadal mi ani na dzien dobry, ani na do wiedzenia. Bylam absolutnie zalamana, i bliska stwierdzenia, ze absolutnie nie wytrzymam z nimi w jednym biurze przez trzy miesiace. Droga dedukcji i po wielu godzinach przemyslen, postanowilam, ze zmusze ich do poznania mnie. Pierwszy piatek spedzony w biurze byl przelomowy. Obeszlam kilka biurek przy ktorych siedzialy najbardziej oporne osoby (ktorym dodatkowo nie zostalam osobiscie przedstawiona) i sie przedstawilam. Mieli przerazenie w oczach, ale ... chyba sie przelamali. Banka pekla jeszcze bardziej po tym, jak szef mojego dzialu zaprosil wszystkich na powitalnego drina - podejrzewam, ze wszysyc ktorzy przyszli pojawili sie glownie dlatego, ze driny byly za darmo;)) Teraz zycza mi nawet milego wieczora, i cudnego weekendu!

Po drugie, tu w biurze nie zobaczycie biegnacej osoby, dyskutujacych grupek, smiejacych sie wspolnie ludzi!! Atmosfera jest co najmniej sztywna. To co mam w Polsce w pokoju, w ktorym siedze z calym zespolem Corporate&Finance to SKARB (Karino, Jacku, Mariuszku, Grzesiu, Jareczku -szacunek dla Was!), nie wspominajac juz nawet ogolnie o tym, jaki nastroj panuje w firmie ogolnie. Nigdy nie pozwolilabym sobie tutaj na strojenie min przez szybe (taka jak to robie przechodzac obok pokoju Ewy;))). Nikt tu nie robi zartow, nie ma gluchych telefonow (Mario;)), nie ma nawet wspolnych rozmow w kuchni (pewnie dlatego, ze ich kuchnia to jedna trzecia naszej i nie ma w niej nawet krzesel...). generalnie kazdy robi sobie rano swoja herabte z mlekiem (albo jeszcze gorzej, deleguja jedna osobe, ktora robi herbate wszystkim w swoim zespole!), siadaja przed komputerami i tak zostaja na prawie caly dzien.

2. Biuro

Jak tylko bede miala juz jakis sensowny aparat obiecuje zrobic kilka zdjec w biurze. Duzy open space ale ciekawie rozwiazany. Nie mialoby to raczej racji bytu w naszym biurze, bo chyba jednak mamy za malo miejsca, ale kto wie gdzie nas rzuci:)

W biurze panuje cisza, przerywana telefonami. Wszystkie praktycznie telefony odbiera recepcja i przelacza. W kuchni nikt po sobie nie zmywa, o zgrozo (chyba jestem jedyna osoba, ktora probuje czasem zebrac wode i brud z blatu). Nie ma stolu, nie ma krzesel, co oznacza, ze kazdy posilek jest spozywany przy biurku, przed komputerem i absolutnie nie przeszkadza to nikomu (w sensie jedzacym osobom) w swobodnym dalszym pracowaniu.

Toalety sa na korytarzu - nie spotkalam jeszcze prosiaka, wiec jest ok!

3. A co do rynku i sposobu pracy..

Musze przyznac, ze dojrzaly rynek zawsze kojarzyl mi sie z bardzo dojrzalym konsultingiem, do ktorego dazymy my w Polsce. A tu widze przede wszystkim media relations i ciagla walke o dziennikarzy i wycinki. Trzeba przyznac, ze biegaja na lunche i kawy z dziennikarzami non stop, ale nie stoi za tym, przynajmniej na tyle, na ile obserwuje ja, zadna wielka strategia, pomysl, doradztwo itd.

To prawda, ze zeby wywalczyc wycinek w Financial Times trzeba ostro grac, bo konkurencja jest ostra - o obecnosc na ich lamach walcza nie tylko firmy z UK, ale caly swiat... I fakt, ze dziennikarze rzadko sami do nich dzwonia z prosba o komentarz (jak to bardzo czesto bywa u nas). Follow up jest tu na porzadku dziennym, tak jak i bezustanne conf-calle z klientami. Krotkie, bo tylko 10-15 minutowe, ale organizowane nawet po to, zeby przejsc przez zmiany naniesione w jednostronnicowej informacji prasowej..


Duzo refleksji, duzo przemyslen i tym bardziej ogromny zapal do tego, zeby do Was wrocic! Do przepychania sie w kuchni, do usmiechu na twarzach, do tego zapalu mimo zmeczenia, do zartow, chichotow, niekonczacych sie dyskusji. Po prostu tesknie!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nawet nie wiesz jak bardzo nam tęskno do Ciebie.. A rewelacje z zaprzyjaźnionego biura - gdy tylko nadchodzą - stanowią porcję wielkiej radości, choć i refleksji, że u nas tak dobrze w niektórych obszarach!

Kapitalny pomysł z przedstawieniem się Angolom. Mogłaś im od razu dać wizytówkę Mmd, żeby nie zapomnieli z kim mają do czynienia :)

Choć nam smutno, to dopingujemy!

Anonimowy pisze...

Jak mawia stare polskie porzekadło - najepszą metodą obroną jest atak - zaatakowałaś z sukcesem Wyspiarzy i wymiękli;)

Tak trzymać!
Ja-REX

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście tęsknimy - jakoś tak cicho się zrobiło w biurze. A najciekawsze jest to, za czym ostatecznie się tęskni - nie za wielką karierą czy pieniędzmi ale za ludźmi i atmosferą. U nas nie jest łatwo ale ludzie są ekstra. Trzymaj się bo my też sie trzymamy bez Ciebie.

Anonimowy pisze...

AAAA sprzedam namiot 4-osobowy z tropikiem. Tylko poważne oferty. tel grzecznościowy +48 22 999 9999, prosić Bronka ;)

PS. Trzymaj sie i nie daj sie :)