wtorek, 3 listopada 2009
poniedziałek, 2 listopada 2009
Serra de Estrela, Salamanka i ja w żabim raju...
Idealne połaczenie na urodzinowy weekend.
Dzień przed moimi urodzinami przyszedł na świat syn mojej ukochanej Agatki - jeden prezent dostałam więc już dzień przed urodzinami. Emocje takie, jakbym to ja rodziła i cieszyła się swoją dzidzią:)) A w urodziny kochani moi zaskoczyliście mnie swoją pamięcią - dziękuję! W tym roku to dla mnie szczególnie ważne, bo urodziny z dala od domu i najbliższych...A świadomość, że wciąż tam jesteście jest baaardzo fajna:) Urodzinowy weekend spędziliśmy przejeżdżając przez portugalskie pasmo górskie Serra de Estrela, gdzie można nawet pojeździć na nartach, choć wciąż nie bardzo wiem kiedy tu jest śnieg. Znalazłam jarzębinę, Paulo zainspirowany naszym ulubionym ostatnio show "America's Next Top Model" (hihihi) strzelił kilka poz na pustej górskiej drodze, podjedliśmy serka i szyneczki kupionej od lokalnych rolników i bardzo byłam szczęśliwa! Portugalskie góry fajne nawet, cisza, spokój - najwyższy punkt to jakieś 1900 metrów i wjeżdża się na niego autem...Po drodze, owszem, można minąć kilku fanów wspinaczki, ale to jakieś pojedyncze jednostki. Ale za to rozrzucone wszędzie głazy przywodza na myśl, że kiedyś spadł tu prawdziwy kamienny deszcz, i że na krawędzi jednej z gór zatrzymał się przerażony wieloryb, który zamarł w kamień przerażony wysokością (ot takie moje skojarzenie)
A potem Salamanka, jedno z najstarszych miast Hiszpanii, która olśniła nas pięknym słońcem, pięknem architektury (starówka Salamanki została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO) i postawiła na nogi mroźnym powietrzem, od którego oboje się już odzwyczailiśmy. W Salamance piękne jest wszystko - stara i nowa katedra (z XII i XVI wieku), plac Plaza Mayor, uniwersytet i ŻABY!!! Nie takie żywe - klejone, lepione, rysowane, rzeźbione, gliniane, na kubkach, popielniczkach, koszulkach, ołówkach, jednym słowem są wszędzie gdzie się zmieszczą. Szał! Bo z żabą w Salamance wiąże się stara legenda - kamienna żaba została ukryta na fasadzie uniwersytetu zdobionej bogato roślinnymi ornamentami że każdy student, który ją znajdzie bez pomocy zda wszystkie egzaminy i wkrótce się ożeni. Każdy kto nie jest już studentem i jest już żonaty, a znajdzie żabę musi szybko pomysleć życzenie i oczywiście, jak zwykle wszystko się spełni. Z przykrością muszę stwierdzić, że żaby nie znaleźliśmy, ale chyba dlatego, że według mojego Paulo miała ona być na fasadzie katedry..I spełnienie marzeń przeszło koło nosa;) Tak, czy inaczej, mieliśmy piękne słońce, pyszne tapas, dobre wieczorne piwko, wspaniałe spacery wśród zachwycających, piaskowych budowli..I podskoki z radości:) Aha, i Hiszpanie pokradli nam Żubrzyka z pewnego polskiego banku!
środa, 30 września 2009
Najpierw ciemność a teraz NIC (nie) widzę
poniedziałek, 28 września 2009
Ciemność widzę!
sobota, 19 września 2009
Zepsułam się!!!
wtorek, 25 sierpnia 2009
Grrr....
środa, 19 sierpnia 2009
Obiecałam, wiem
A moje cztery kąty wyglądają mniej więcej tak (w kolejności: salon, kuchnia i sypialnia): Pracowni Paulo i łazienek nie będę Wam tu prezentować - wanny i prysznice portugalskie niewiele różnią się od polskich, tyle, że blaty i zlewy mam okropnie męczące - mogłabym stać przy nich ze szmatką cały dzień i ciągle byłoby co czyścić:) Moja mama jest za to w swoim żywiole...
Jakoś nie mam już dziś więcej opowieści, powoli odczuwam zmęczenie ciągłym upałem i po powrocie z pracy czuję się jak przetrzymana bez wody ryba..W moim pokoju w biurze panuje wieczny upał - wiatrak włączony na full, przeciąg taki, że jak mnie niedługo nie pokręci to będzie cud..a ja siedzę tam i ledwie dycham..